Daniel Wiśniowski
Menedżer w sektorze bankowym
Możliwość przedłużenia delegacji i wykorzystania czasu wolnego dla siebie to ważny niefinansowy benefit i czynnik motywacyjny dla pracowników.
Jak w pana oczach zmieniły się wyjazdy służbowe po pandemii?
Świat w ostatnich latach mocno się zmienił, ale nie wiązałbym tego procesu akurat z pandemią. To zmiana pokoleniowa – młode osoby są bardziej przywiązane do ekologii, a zbędne wyjazdy niepotrzebnie generują CO2. Dlatego obserwujemy odejście od częstych wyjazdów służbowych na rzecz komunikacji zdalnej i wideokonferencji. Jeszcze kilka lat temu 12 proc. wszystkich lotów stanowiły te służbowe. To może nie jest wysoki odsetek, ale on odpowiadał za znaczącą część przychodów przewoźników, a jednocześnie generował ogromne koszty po stronie pracodawców. Trend ograniczania przelotów służbowych wyszedł więc na dobre nie tylko środowisku, ale i księgowym w firmach.
Tradycyjne spotkania „face to face” przechodzą już do historii? Jakie są plusy i minusy tych zmian?
Straciliśmy ważny element budowania relacji partnerskich, jakim był czynnik towarzysko-społeczny. Deficyt bezpośrednich aktywności interpersonalnych dotyczy zarówno relacji między firmami, jak i w ramach jednej organizacji. To duża, odczuwalna strata. Z drugiej strony zyskaliśmy wyższą efektywność spotkań, bo są lepiej zorganizowane i konkretniejsze. Zaoszczędzony czas można wykorzystać na element rozrywki – spacer po mieście, spotkanie ze znajomym i rodziną czy wydarzenia kulturalno-sportowe.
Obecnie firmy wręcz namawiają, by pracownik jadący w delegację spożytkował ją również z korzyścią dla siebie, tak aby work-life balance był zachowany. Nowym trendem związanym z wyjazdami służbowymi jest też workation – oddelegowany pracownik może przedłużyć wyjazd o kilka czy kilkanaście dni i po godzinach pracy mieć czas na zwiedzenie i poznawanie lokalnej kultury. Możliwość korzystania z takiej opcji stanowi ważny benefit niefinansowy i czynnik motywacyjny dla pracowników.
Podróże służbowe pozwalają panu znaleźć czas na poznanie nowych miejsc i uprawianie turystyki?
W tradycyjnym modelu wyjazdów służbowych nie miałem okazji, by znaleźć czas na swoje przyjemności. Moje poczucie obowiązku było tak daleko posunięte, że czas wykorzystywałem tylko na pracę – albo spotkania, albo nadrabianie zaległości. Pracownicy w delegacji często boją się odejść od komputera czy telefonu, aby szef ich nie przyłapał na aktywnościach niezawodowych. Podobnie jest obecnie z pracą w trybie home office. Zmiana podejścia do wyjazdów służbowych na pewno przyczyni się do lepszych relacji między pracownikami i pracodawcą.
Podróżuje pan też prywatnie, zwiedził pan mnóstwo krajów. Co dają panu tego typu podróże?
Od 16 lat pracuję w korporacji i kilka lat temu przyszedł taki moment, że zacząłem się zastanawiać czy stać mnie jeszcze na spontaniczny wyjazd w nietypowe miejsce z ciężkimi warunkami do życia. Wygrałem casting do programu, dzięki czemu spędziłem 30 dni na plaży na Fidżi – bez telefonu, bez jedzenia, bez środków higienicznych. Wtedy odnalazłem prawdziwego siebie. Dziś pracuję, żeby podróżować. Im bardziej nietypowe miejsce do spania i dziwniejszy sposób przemieszczania się, tym lepiej. Miesiąc temu wróciłem z kolumbijskiej dżungli, gdzie żyłem w bardzo trudnych warunkach. Takie wyjazdy dają mi dodatkowego powera do pracy po powrocie.