Daria Pawlewska – wydawczyni i redaktorka naczelna wydań specjalnych KUKBUK opowiada o tym, jak fascynacja do gotowania przerodziła się w biznes.
Daria Pawlewska
Wydawczyni i redaktorka naczelna wydań specjalnych Kukbuk
Co stało się punktem przełomowym i podyktowało decyzję o założeniu własnego biznesu?
Myślę, że pomysł na KUKBUK-a podświadomie rodził się latami i wynikał z fascynacji gotowaniem oraz wszystkim tym, co wiąże się ze spędzaniem czasu w gronie rodziny, a także z zainteresowaniem filmami, designem, kulturą i sztuką. Przełom nastąpił jednak we wrześniu 2011 roku. Doskonale pamiętam, jak przeglądałyśmy z siostrą Bianką (współtwórczynią magazynu) zagraniczną prasę kulinarną oraz książki o tej tematyce i uświadomiłyśmy sobie, że brakuje nam tego rodzaju pisma w naszym rodzimym języku. A jak nam, to może i komuś jeszcze. Znalazłyśmy niszę, którą postanowiłyśmy wypełnić tworząc magazyn-album, zupełnie inny od tych, które wówczas oferował rynek prasy kulinarnej. Do wspólnego myślenia nad koncepcją pisma zaprosiłyśmy naszą wieloletnią przyjaciółkę – graficzkę Oliwię Gede-Niewiadomską i tak to się wszystko zaczęło.
Własna firma kontra praca w korporacji – jakie są w państwa opinii plusy i minusy tych dwóch rozwiązań?
Zdecydowanie mamy szczęście do ludzi. Udało nam się stworzyć świetny zespół – grupę osób, która lubi się wzajemnie i uwielbia swoją pracę. Wymierną korzyścią, która za tym idzie jest ciepła, kameralna, rodzinna wręcz atmosfera w redakcji, o którą ciężko w środowisku, gdzie dominuje anonimowość. To jest zdecydowanie jeden z największych plusów prowadzenia własnej firmy. Kolejnym jest to, że tworzymy razem projekt, który przynosi nam dużo satysfakcji, ale i spełnienie twórcze.
Jedynym minusem jest w zasadzie skala biznesu – trzeba wszystko budować od początku, świadomość marki, rozpoznawalność, reputację, trzeba samemu tworzyć i wdrażać procedury… Walczyć o wszystko, w tym o pozycję na rynku, dysponując znacznie skromniejszymi środkami.
Jak wyglądały początki państwa działalności? Oczekiwania kontra rzeczywistość.
Makieta pierwszego numeru bardzo spodobała się zarówno w największej sieci salonów prasowych w Polsce, ale także wśród reklamodawców. Jedni i drudzy postanowili nam zaufać. Numer pierwszy rozszedł się w zasadzie w całości, więc tego zaufania nie zawiedliśmy. Pierwsze dwa lata były jednak trudne – balansowałyśmy na granicy zysków i strat, ale to dlatego, że to, co zarobiliśmy, przeznaczaliśmy na rozwój: inwestowaliśmy w firmę, w ludzi, w szkolenia. Zresztą, robimy to w dalszym ciągu, ale dzisiaj KUKBUK to marka o ugruntowanej pozycji.
Na co warto zwracać uwagę, będąc mikroprzedsiębiorcą? Na co powinniśmy uważać?
Prowadzenie nawet relatywnie niewielkiej firmy wydawniczej, to mimo wszystko dość skomplikowany temat. Na pewno należy uważać na relację kosztów do przychodów, pracować nad zwiększaniem efektywności i dochodowości. Podejmować rozsądne decyzje dotyczące inwestycji. Dbać o utrzymanie jakości produktu, w tym przypadku mam na myśli atrakcyjność treści i części wizualnej. Dbać o satysfakcję odbiorców oraz stworzyć dobrą ofertę dla kontrahentów, w tym przypadku dla reklamodawców. To jest oczywiście „skrót telegraficzny”.
Jak wyglądają państwa ambicje związane z rozwojem firmy w perspektywie najbliższych lat?
Chcielibyśmy umacniać naszą pozycję lidera wśród kolekcjonerskich butikowych i alternatywnych wydawnictw kulinarno-lifestylowych, z jednoczesnym naciskiem na poszerzanie grupy stałych odbiorów/czytelników. Mamy też ambicje, aby równolegle rozwijać część on-linową oraz e-commerce. Oczywiście wszystko pod jednym „parasolem” marki KUKBUK.